Śp. podinsp. Andrzej Kaczor – 30 lat od tragicznej śmierci
Zginął 7 grudnia 1995 r. pełniąc służbę w Kontyngencie Straży ONZ w Iraku (UNGCI) w miejscowości Shaqlava od ładunku wybuchowego – pułapki umieszczonego w zbiorniku przydrożnej stacji benzynowej, obok której przejeżdżał patrol pod jego dowództwem.
Wybrane fragmenty książki Misyjne wspomnienia….
„Tego dnia na porannej odprawie dusiło mnie w gardle, jakiś wewnętrzny glos grzmiał:
„Andrzej nie jedź, Andrzej nie jedź”, stałem cały trzęsąc się, nie mogłem słowa wydusić – ten stan był mi obcy. Patrzyłem na Niego, stał obok. Trasa naszych patroli pokrywała się do m. Shaqlawah. Andrzej miał jechać dalej do mostu Balinda leżącego przed granicą z Iranem. Moje zadanie było mało skomplikowane… miałem pobrać z magazynu Czerwonego Krzyża „co dadzą” i zawieźć na Kurrak, gdzie peszmergowie pilnowali naszego przekaźnika radiowego. Wyjeżdżając, widziałem jak pomachał mi ręką …”
„W magazynie Czerwonego Krzyża wydano mi „skarby” – dorzucono koce. Kątem oka dostrzegłem przemykające dwa nissany, czy to Andrzej mnie przegonił ?Ruszyliśmy i my… Nagle gruchnęło przed nami… chmura czarnego dymu…”
„Na skrzyżowaniu w Shaqlawie musiałem nacierać zderzakiem nissana na tłum ludzi… wysiadłem, i… stanąłem w brudnokrwistej mazi*, moje „buty skoczka” ubabrałem tym czymś po kostki – widok śni mi się po nocach, a zapach mam już na stałe zakodowany.
Zauważyłem tył pikapa – karoseria jak sito, to Rabaja Filipińczyk – skulony za kierownicą – nie żył. Za nim Shah, Nepalczyk – też nie żył, to było widać. Na tylnym siedzeniu kołysał się drugi Nepalczyk. Podałem opatrunek osobisty. Chłopak uśmiechnął się niepewnie i pokazał drżącą ręką do przodu… fakt, gdzie pojazd Andrzeja – dowódcy patrolu? Czerwono – czarnej galarety jakby mniej. Szukam Andrzeja. Tak, tam w dole to nasz pikap. Przednie koła próbują wdrapać się z powrotem na drogę. Zszedłem ze ściśniętym gardłem. Patrzyłem na otwarte usta i szarą twarz. Nacisnąłem na tętnicę szyjną raczej z obowiązku niż z nadzieją – pulsu nie było. Z trudem otworzyłem posiekane odłamkami drzwi. Widok olbrzymiej rany w boku kierowcy tąpnął mną niesamowicie. Wróciłem do mojego samochodu i nawiązałem łączność ze stacją … już wiedzieli.
Wróciłem do Andrzeja i … zeszło ze mnie powietrze.”
Podinsp. Andrzej Kaczor był absolwentem Studium Podyplomowego Akademii Spraw Wewnętrznych. Służbę rozpoczął 16 czerwca 1984 r. W 1993 r. został delegowany do służby w Siłach Pokojowych ONZ w b. Jugosławii, a we wrześniu 1995 r. do Kontyngentu Straży ONZ w Iraku. Osierocił syna.
Hm… to już 30 lat.
Śpij w pokoju Przyjacielu,
Marek, prezes honorowy Stowarzyszenia WDpGRP
*Razem z patrolem UNGCI wysadzono autobus z ponad 34 ludźmi – oni nie zginęli, oni poszli do cudownych ogrodów Allaha.


