Białostocki 6 Bieg Pamięci Sybiru

Na Bieg Pamięci Sybiru jechaliśmy z Ewą przez Łomżę, skądinąd dobrze mi znaną. Już od Miastkowa na polach zaczął pojawiać się śnieg. Na rynku w Łomży „podjęliśmy” Krzysztofa – mojego Szwagra, Sympatyka Teamu Weterani RP – zawołanego biegacza, i…. ciekawie opowiadającego człowieka. Do Białegostoku (Whitestock) poprowadził nas trasą z której rozpościerały się widoki na powodziowo rozlaną rzekę Narew – jej rozlewiska robiły niesamowite wrażenie. Opowiadał o kpt. Raginisie – bohaterskim obrońcy Strękowej Góry (wrzesień 1939 r. był upalny, rozlewisk nie było i przez to niemcy mieli ułatwiony dostęp do polskich umocnień), o bobrach, które pozbawiły brzegi rzeki drzew – a przecież ryby do „tarcia” potrzebują spokojnych, zacienionych miejsc i swoim Ojcu – inżynierze, który mając do dyspozycji kompanię karną „ciągnął” kabel elektryczny do mijanej właśnie wsi…
Białystok przywitał nas chłodem. Po wyjściu z samochodu – zacząłem się trząść jak galareta, i… nagła myśl – 10 lutego 1940 r. rozpoczęła się pierwsza fala wywózek na Sybir. Jak musieli się czuć Polacy, których w nocy (pewnie takich jak ta) obudziło – walenie kolbami do drzwi, i… wywózka w nieznane. Ale o tym, może bardziej emocjonalnie już pisałem – wystarczy wejść w archiwum… to już VI, cykliczny bieg…
Pobierając pakiety spotkaliśmy się z „Podlasie Team” czyli… Moniką z Piotrem, Katarzyną z Marcinem i Haliną z Tomkiem. Zatem na starcie biegu jako Weterani RP stanowiliśmy liczną, bo 9. osobową grupę. Temperatura nie zachęcała do typowej rozgrzewki, ale… nie zapominajmy gdzie bieg się odbywał. Przedstartowo wspomógł Nas „Duch Puszczy” w wersji Cytryna.
Kilka okolicznościowych, krótkich przemówień… piosenka Dziwny jest ten świat – Czesława Niemena, i… start. Ruszyliśmy falami…. biegło nas prawie 900 osób i pierwszy komentarz Piotra – nie jest źle. Faktycznie śnieżne podłoże jakoś tak… nam sprzyjało, a może to już doświadczenie ? Las Turczyński otulił nas mroczną magią… Dziesiątki „czołówek” oświetlało podłoże… moja szwankująca latarka wydawała się zbędna. Dwa chóry – pierwszy bardzo liczny, wprowadziły w patriotyczny nastrój. Biegłem obserwując… Piotra opiekującego się Ewą (jej pierwszy nocny, leśny bieg), Monikę – długo trzymałem jej tempo, i… węża utworzonego ze świateł latarek, początkowo małych rozmiarów, który rósł w miarę jak słabłem… Jeszcze tylko szpaler z ogni zniczy… ten zapach, i… dobiegające odgłosy mety, którą przekroczyłem jako ostatni z Weteranów RP. Piękny medal z dziecięcym misiem, zapewne zabranym z domu w ostatniej chwili, przed podróżą w nieznane, do nieludzkiej ziemi… Zdążyłem jeszcze na pamiątkowe zdjęcie robione przez panią z Radia Białystok… Na szybko popijaliśmy gorący, słomkowy napój… jeszcze zupka, i … szybko, szybko przebieramy się, będzie coraz chłodniej – to Krzysztof, mój guru biegowy. Pożegnaliśmy się z chłopakami z Podlasia – dziewczyny gdzieś zawieruszyły się. Tomek rzucił jeszcze – za dwa tygodnie na lotnisku, no tak, lecimy przecież biegać na Maltę. Wracaliśmy – ja spełniony, no bo jak nie pobiec Sybiru z „moim” Podlasiem, i… pełen podziwu dla Ewy, która mnie „obiegła”.
Marek, prezes







