Andrzej Buler – wspomnienie…

Po śmierci Andrzeja Kaczora w Kurdystanie w 1995 roku, napisaliśmy wspólnie z Andrzejem S. „letter of protest” do szefa misji UNGCI, i…  dostaliśmy propozycję kontynuacji służby dla  ONZ w Bośni i Hercegowinie – propozycję przyjęliśmy.

Po relokacji z Iraku, w Zagrzebiu okazało się, że będę służył w Support Unit, pracującym na rzecz dwóch misji – UNMIBH i UNTAES – tu pełnił służbę również Andrzej Buler. Gdy zobaczyłem zaśmiewających się kolegów – wiedziałem, że wśród nich jest Andrzej. Jego dar opowiadania kawałów – zbliżał nas Polaków do narodowości, które w tamtych czasach „widziały w nas”  tych zza żelaznej kurtyny…  Z Andrzejem zaprzyjaźniłem się błyskawicznie. To była jego trzecia misja – na pierwszej służył w Sarajewie i stał się jej legendą. Na drugiej misji był adiutantem jej szefa i… miał okazję poznać Zagrzeb. Bardzo byłem ciekawy jego historii, o których potrafił barwnie opowiadać. Oprowadzając mnie po mieście odtwarzał wspomnienia… W pamięci utkwiła mi historia ze snajperem, który na sarajewskim lotnisku trafił go w plecy – „nagłe uderzenie powaliło mnie na beton… wiedziałem, że dostałem, że muszę wstać i wskoczyć do otwartych drzwi transportera który podjechał żeby dać osłonę” – zawiesił się na dobrą chwilę… „w polowym szpitalu nie mogłem leżeć na plecach – miałem olbrzymiego sińca… i wiesz co wspominam najbardziej” – spojrzałem pytająco – „do dziś pamiętam ból pleców w kiblu… i piszczeli zdartych w trakcie skoku…” – obaj zaczęliśmy się śmiać na samą myśl jak to wyglądało (…)

Po mniej więcej pół roku dowództwo uznało, że wszyscy z misji UNTAES mają do niej wrócić… – musiałem się pożegnać z Zagrzebiem. Zrobiliśmy wspólną imprezę – Andrzeja – żywego, wiedziałem po raz ostatni. (…)

Był 17 września 1997 r. – po odprawie, na stacji policyjnej w Białym Monastyrze podszedł do mnie Brendan, mój zastępca i cichym głosem powiedział… w Sarajewie rozbił się śmigłowiec ONZ – 12 ludzi zginęło, w tym Polak.

Na misji wieści rozchodzą się z prędkością światła…  (Z książki „Misyjne wspomnienia”)

Po powrocie do kraju pracowałem w Wydziale Kontyngentów Policyjnych BMWP KGP /…/ i – zajmowałem się „misjami”. Gdy rozpocząłem pracę, decyzja o upamiętnieniu Andrzeja tablicą pamiątkową i umieszczeniu jej w miejscu katastrofy śmigłowca była w ostatniej fazie realizacji. Za jej projekt i odlew zapłaciła KGP (…)

…zapytałem Adama Glińskiego, czy wracając po urlopie do Sarajewa zabierze tablicę pamiątkową do Sarajewa ? (…) Gdy umieściliśmy ciężki odlew w bagażniku samochodu – widziałem ją „na żywo” po raz ostatni.

Przez kolejne lata organizowałem wyjazdy Rodziny Andrzeja na uroczystość organizowaną przez ONZ i lokalne władze w miejscu katastrofy. Delegacją z kraju zawsze opiekowali się polscy policjanci – eksperci. Na miejscu byli obecni członkowie korpusu dyplomatycznego, bywał tam polski ambasador, zawsze attaché wojskowy, były przemówienia, wieńce i kwiaty (…)

Misja w Bośni i Hercegowinie dawno zakończyła się – realizację postanowień z Dayton nadzoruje OHR. Nie pamiętam od kogo dowiedziałem się, że złomiarze „zaopiekowali się” tablicą przymocowaną do kamienia. Kolega Zbyszek, przesłał mi zdjęcia z miejsca katastrofy – jak pisze „coroczne uroczystości są tradycją i dla społeczności międzynarodowej w B&H i dla lokalnych z Fojnicy i co ważne, ta pamięć jest szczera i niewymuszona”.

Miałem szczery zamiar wystąpić z inicjatywą zrobienia kopi Tablicy upamiętniającej Andrzeja. Byłoby to stosunkowo proste gdyby udało się znaleźć w KGP formę w której ją odlano, ale… zmieniłem zdanie – obelisk nad bośniacką wsią jest piękny w swojej prostocie i … niech tak zostanie…

Możesz również polubić…